"Mniej milionów, więcej jaj". Taki transparent pod swoim
adresem ujrzał niedawno na treningu Fernando Llorente. Kibice Athletic Bilbao
krótko i dosadnie skwitowali zachowanie reprezentanta Hiszpanii, który odmówił
przedłużenia kontraktu z klubem.
Wierność barwom klubowym. Czym
jest w dzisiejszych czasach? W czasach kiedy to pieniądz rządzi światem, a
piłkarz przywiązuje się do klubu jak przedstawiciel handlowy do samochodu. Wiem,
że czasem do tematu piłki nożnej podchodzę dość idealistycznie. Ktoś może mi zarzucić
infantylne myślenie. Ja, facet po trzydziestce z rodziną na utrzymaniu z takim
podejściem do tematu. Przecież trzeba zarabiać, iść tam gdzie dają więcej. Ot,
cała filozofia. Tak to prawda, ja też lubię mieć trochę grosza w kieszeni, ale wyobraźcie
sobie taką sytuację. Przechodzimy wszystkie etapy piłkarskiej edukacji,
począwszy od szkółki, poprzez zespoły juniorskie, aż wreszcie debiutujemy w
pierwszym zespole, w najwyższej klasie rozgrywkowej. Gramy przez kilkanaście
lat i w końcu kończymy tę całą przygodę z piłką, tak gdzie wszystko się
zaczęło. Przez te wszystkie lata, jak to bywa w tym sporcie, są momenty lepsze
i gorsze. Kontuzje, spadki, awanse, zmiany trenerów, grzanie ławy, ale jest też
satysfakcja, spełnienie i szacunek miejscowych kibiców, aż do grobowej deski. Prawdopodobnie
w historii każdego klubu znajdziemy zawodnika, który wyznawał lub dalej wyznaje
właśnie tę filozofię gry. Mi na myśl przychodzi zawsze jeden.
Chyba nie ma osoby, która nie
pamięta pierwszych replik koszulek piłkarskich kupowanych na popularnych, a
nieistniejących już olsztyńskich targowiskach. Dodam, że replika to określenie
i tak na mocno na wyrost. Stuprocentowy poliester. Ci, którzy grali w upale
dobrze o tym wiedzą. Ale w tamtych czasach owe koszulki były przedmiotami pożądania, uniwersalnym ubiorem nie tylko na asfaltowe boisko,
ale również do szkoły czy na niedzielną mszę na dwunastą. Prym na podwórkach wiodła
fosforyzująca koszulka Borusii Dortmund z Matthiasem Sammerem. Moja miała charakterystyczne biało – czarne, pionowe pasy
i nawet po kilkunastu praniach trzymała się dość dzielnie. No, ale nie jest to
blog Kasi T. więc kończę temat tekstyliów.
Pamiętam, że kiedy zaczynałem edukację
w szkole średniej, 20 - letni wówczas Alessandro Del Piero, dopiero zaczynał
karierę. To i tak wystarczyło, żeby w szkolnym kręgu futbolowych maniaków był
uznawany już za postać niemal kultową. Szesnaście lat później miałem okazje zobaczyć tego samego zawodnika na żywo, w klasyku Serie A: Milan-Juventus. Z
nostalgią patrzyłem jak na San Siro dwukrotnie pakuje piłkę do bramki Rossonerich.
I choć zabrzmi to trochę patetycznie, to z lekkim uśmieszkiem wspomniałem sobie
te stare dobre licealne czasy i komentowanie na przerwach wyników środowych
meczy. Jest w tym coś ekscytującego, że przez te
wszystkie lata nosisz te same barwy klubowe, grasz dla tych samych kibiców, depczesz tą samą murawę i nic
się nie zmienia. Nic poza logiem sponsorów na koszulkach. Są piłkarze których
podziwiam za umiejętności, lekkość zdobywania bramek, niekonwencjonalne i
finezyjne zagrania. Są też zawodnicy, których cenię za przywiązanie do barw
klubowych. Napastnik Juventusu posiadał wszystkie wymienione zalety. Zbierał
oklaski od wiernych fanów kiedy unosił w górę Trofeum Ligi Mistrzów, ale także
kiedy strzelał bramki z rzutów wolnych w Serie B, gdy jego zespół został
zdegradowanych po tzw. Aferze Calciopoli. Tak naprawdę był szanowany chyba wszędzie tam gdzie się pojawił.
"He is the greatest player I have ever played against, he twisted me incredibly" - Gary Neville
20 maja 2012 r. rozegrał swój ostatni
705 mecz w historii Juventusu. Nie powiem, że jestem fanem ligi włoskiej. Szczerze mówiąc, kiedy dowiedziałem się ostatnio z prasy, że nie ma chętnych do
transmitowania meczów Serie A, jakoś niespecjalnie mnie to dotknęło. Natomiast
jedno jest pewne, Serie A, bez Alessandro del Piero nie będzie już takie jak
kiedyś.
Nie jestem pewny, ale Del Piero
naprawdę w ogóle się nie starzeje – powiedział kiedyś Diego Maradona. I coś
w tym musi być, bo po 19 latach gry w Starej Damie, w wieku prawie 38 lat,
otrzymał propozycję gry dla FC Sydney i jest wielce prawdopodobne, że podpisze
ten kontrakt. Ktoś złośliwy, może powiedzieć, że legenda Juventusu chce jeszcze
dorobić do piłkarskiej emerytury w kraju kangurów. Ale ja patrzę na to w inny
sposób. Facet po prostu zasłużył na dobre wakacje …

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz