Przez ostatnie kilka dni uważnie
śledziłem różne wypowiedzi trenera włoskiej reprezentacji Cesare Prandellego. I
stwierdzam jedno. Chłop ma jaja. To jest trener z prawdziwego zdarzenia. Budując
skład na Mistrzostwa Europy 2012 połączył doświadczenie z młodością. Postawił
na Balotellego i Cassano, którzy byli pomijani przez poprzedniego selekcjonera
Marcelo Lippiego. Wiadomo, że są to zawodnicy którzy wymagają specjalnego podejścia
pedagogicznego. Jemu to się udało. Ciężko jest cieszyć się z sukcesów innych,
ale można patrzeć na najlepszych i po prostu od nich się uczyć. A musimy to
robić….
Polska myśl szkoleniowa jest
wyjątkowo specyficzna i jednocześnie unikalna na skalę światową. Od dobrych
kilkunastu lat grając mecz nastawiamy się na grę z kontry, bo atak pozycyjny to
dla nas czarna magia. I nie kryją się z tymi stwierdzeniami zarówno piłkarze
jak i trenerzy. W naszych słownikach niezmiennie istnieją pojęcia: zwycięski
remis i skromna porażka 0-1, która nie przynosi wstydu. W zawodowej piłce na
światowym poziomie, takie stwierdzenia są po prostu obciachem. Remis to tylko
remis, a porażka zawsze jest porażką. Ale nie u nas. Mówię to wszystko w kontekście
wyboru nowego trenera piłkarskiej Reprezentacji Polski. Nie interesuje mnie czy
selekcjoner będzie nasz czy z zagranicy. Czy będzie zarabiał więcej niż Smuda
czy mniej. To ma być urodzony zwycięzca, autorytet z charyzmą, który wpoi
naszym zawodnikom, że gra się po to żeby wygrać. Niech proces uzdrawiania
polskiej piłki i szkolenia młodzieży trwa nawet te kilkanaście lat, ale wole
jako emeryt cieszyć się z Mistrzostwa Świata niż co 4 lata regularnie śpiewać: Nic się nie stało…



