czwartek, 16 sierpnia 2012

Przegraliśmy minimalnie, z zawsze groźną Estonią

Futbol? W futbolu najważniejsza jest dobra zabawa.

Koszmar powrócił, tak jak reklama Biedronki w przerwie meczu. Według niektórych teorii 21 grudnia 2012 roku ma nastąpić koniec świata. Jeśli chodzi o naszą piłkę, nastąpiło to o wiele wcześniej. W 92 rocznicę Cudu nad Wisłą, oglądaliśmy Dramat w Tallinie.

Z kim mamy wygrywać jak nie potrafimy pokonać Estonii. Watykan? Wolny Tybet? Grenlandia? Bez jaj. Jak powinien wyglądać wczorajszy scenariusz? Nasi chłopcy zwiedzają piękny Tallin, piją kawkę na Starym Mieście, wieczorem wrzucają cztery bramki Estończykom, wsiadają do samolotu i wracają do domu. Gdyby wczoraj grała reprezentacja złożona tylko z piłkarzy z krajowego podwórka, ze zgrzytaniem zębów można by ewentualnie przyjąć tą porażkę (zaznaczam ewentualnie). Najgorsze w tym całym bałaganie jest to, że jest to nasz najlepszy skład. Teoretycznie najmocniejsi gracze. Nie będę pisał o przebiegu meczu oraz o najpiękniejszych akcjach, bo post zamknąłby się w dwóch wersach. TikiTaka w polskim wykonaniu. Mamy problem, a właściwie Fornalik, bo dokonać cudu do 7 września, czyli zebrać do kupy tą rozsypaną układankę nie będzie łatwo. A jeszcze niedawno Franz Smuda twierdził w mediach, ze zostawił swojemu następcy drużynę gotową do eliminacji MŚ. Facet wie co mówi. Reprezentację gotową do kolejnych blamaży. Co powinien zrobić teraz Fornalik? Albo przysłowiowo „strzelić w łeb” kilku zawodnikom, albo wykazać się odrobiną szaleństwa i powołać do pierwszego składu kilku młodych graczy takich jak np. Salomon, Żyro, Wolski i dawać im grać od pierwszych minut. Co ma teraz do stracenia? Jeden eksperyment już zrobił. Sprawdził dwóch nominalnych napastników w jednym ustawieniu. I co? Jeden „udowodnił”, że wart jest tych 30 mln euro, które oferuje za niego Manchester United, a drugi raz dotknął piłki.
W wywiadzie dla jednego z portali, nasz As nad Asy powiedział: „Nieraz gdy tworzyliśmy akcje ofensywne, to i tak było nas mało z przodu. Nie wiem, z czego to wynikało. Musimy popracować nad tym, żeby to wszystko zaczęło lepiej funkcjonować. Przed meczami w eliminacjach będziemy mieli jeszcze kilka treningów, więc powinno to lepiej wyglądać, a w ślad za tym przyjdą dobre rezultaty”.
Tłumaczenia rodem z podstawówki. Grają ze sobą dopiero jeden miesiąc?

Jeżeli w dalekiej przyszłości FIFA zmieni przepisy gry i kopanie po autach i przewracanie się o własne nogi będzie najlepiej punktowane w futbolu, to będziemy mistrzami świata. Właściwie to już nimi jesteśmy.

piątek, 10 sierpnia 2012

Czekając na sukces


 Nie jestem malkontentem i chciałbym powiedzieć, że już nigdy więcej nie napiszę nic negatywnego na temat polskiej piłki klubowej. No właśnie… chciałbym powiedzieć.

 Siedząc przy piątkowej popołudniowej kawce i przeglądając tabelę medalową Olimpiady w Londynie, (choć do futbolu ma się jak piernik do wiatraka) zastanawiałem się nad ostatnimi sukcesami polskich klubów na europejskiej arenie. Nie wymyśliłem nic. Nie będę w tym momencie analizował dlaczego tak się dzieje, bo jest to temat przynajmniej na pracę magisterską.
Niektórzy mogą mi zarzucić, że sukcesami były np.: awans Legii Warszawa do ćwierćfinału Ligi Mistrzów w sezonie 1995/96, albo pamiętne mecze Widzewa Łódź z Borussią Dortmund, późniejszym triumfatorem Ligi Mistrzów sezonu 1996/97. Była też cudowna bramka Marka Citki w meczu z Atletico Madryt. Ok. Racja. Były to może sukcesy na miarę naszych możliwości. Ale od tamtej pory minęło już 16 lat.
Co mamy dziś?
Stoimy w miejscu – powiedzą optymiści, cofnęliśmy się wstecz – powiedzą pesymiści. Jedno jest pewne. Polska piłka klubowa wygląda jak ta murawa na Łazienkowskiej, ze wspomnianego meczu 1/4 finału LM pomiędzy Legią a Panathinaikosem. Kto oglądał, na pewno pamięta.
Można szukać wymówek, można szukać różnych usprawiedliwień, ale w futbolu liczą się głównie wyniki, a te prezentują się następująco:
Wisła Kraków - Valarenga Oslo 0:0, karne 3:4 (II runda Pucharu UEFA, 2003 rok)
Dynamo Tbilisi - Wisła Kraków 2:1 (I runda Pucharu UEFA, 2004 rok)
Terek Grozny - Lech Poznań 1:0 i 1:0 (II runda eliminacji Pucharu UEFA, 2004 rok)
Levadia Tallin - Wisła Kraków 1:0 (II runda eliminacji Ligi Mistrzów, 2009 rok)
Karabach Agdam - Wisła Kraków 3:2 (IV runda eliminacji Ligi Europejskiej, 2010 rok)
Irtysz Pawłodar - Jagiellonia Białystok 2:0 (I runda wstępna eliminacji Ligi Europejskiej 07.07.2011 rok)
Ruch Chorzów – Victoria Pilzno 0:2 i 0:5 (III runda eliminacji Ligi Europejskiej, 2012 rok)
Mało?
Zapraszam na mały deser filmowy:
 


Kiedy los połączył w IV rundzie eliminacji Ligi Europy Legię Warszawa i Rosenborg Trondheim, na popularnych forach natrafiłem na huraoptymistyczne opinie. Najczęściej pisano: „Ufffff, mamy szczęście”, „Lepiej nie można było trafić”. Ale to samo mówiła Wisła po losowaniu w 2003 roku. Dla przypomnienia powiem, że Rosenborg 8 razy z rzędu wystąpił w Lidze Mistrzów. 
O Śląsku nic nie napiszę… Powodzenia.